To jest ten dzień

Jak spokojnie zasnąć?5_minut_wybierz

Biję się z myślami. Jest 23:29. Dzieci już dawno śpią, Dominika też.
Ja wręcz marzę o tym, żeby zasnąć… A jednak coś mi nie pozwala się położyć.
Co to jest?

Mimo chronicznego niewyspania – nie kładę się. Budzik zadzwoni o 4:30. Rano czeka mnie walka.

Zastanawiam się, ilu znam ludzi, którzy tak naprawdę są zadowoleni z kończącego się dnia? Którzy kładą się spać szczęśliwi. Tak szczęśliwi i spokojni, że mogliby tej nocy równie dobrze umrzeć? Czy przeciętny człowiek jest w stanie w ogóle wyobrazić sobie taki poziom szczęścia?

Od dwóch lat chodzę do pracy na 6:00 rano. Powinienem się już nauczyć, że 4 – 4,5 h snu, to za mało.
Wiem to. Ale coś nie pozwala mi się położyć. Jak Neo w „Matrixie” – ślęczę przed komputerem i szukam czegoś. Innej rzeczywistości. Alternatywy.
Może brzmi to śmiesznie, a może?…
W pośpiechu się ubiorę, bezmyślnie przygotuję kanapki do pracy, pozmywam naczynia. Rano czeka mnie walka.

„Pytacie skąd się wziąłem?”

Wielu ludzi mijając mnie na ulicy sądzi, że jestem takim „Wesołym Romkiem”. Dwudziestolatkiem bez zobowiązań.
Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie dają mi o 10 lat mniej, niż mam. Widocznie tak wyglądam. Nie dziwię się też, że nieraz nie dowierzają, kiedy rozmawiamy o tym, jak wygląda dla mnie codzienność. Bębniąc na ulicy z szerokim uśmiechem na ustach pewnie na to nie wyglądam…

Codzienna pobudka o 4:30, zmywanie (jeśli zdążę), śniadanie, wsypać psom jedzenie do misek i zmienić wodę, praca na 6:00.
Na szczęście minęły czasy pracy w tartaku. 12 h na świeżym powietrzu, fizyczna praca przy każdej pogodzie. Teraz pracuję w fabryce, zazwyczaj 8 godzin dziennie. Czasami 9 lub 10. Pracujące soboty zdarzają się sporadycznie. To luksus!
Cieszę się z tej pracy. Mam czym opłacić rachunki. Pracuję pod dachem, w temperaturze minimum 15 st., siedzę głównie przed komputerem. Naprawdę się cieszę z tej pracy.
Jestem za nią wdzięczny.
Ale czy mogę powiedzieć, że taki stan rzeczy mnie zadowala?

Coś mi nie pozwala zasnąć.

Odpowiedzi łatwo się domyśleć.
Nie o tym marzyłem, kiedy byłem mały. Nie o tym marzyłem od zawsze. Kto z nas marzył o pracy, którą wykonuje? Jeżeli Ty tak, to gratuluję. Szczerze.
Przede mną jest jeszcze sporo pracy, zanim będę mógł tak powiedzieć.

W dni kiedy nie gram chodzę napięty jak struna. Odreagowuję stres poprzez emisję głosu – śpiewam w pracy. Jest taki hałas, że mało komu to przeszkadza.

Jestem przesiąknięty rytmem.
Kiedy chodzę, czuję rytm. Kiedy słyszę wodę kapiącą z kranu czy kierunkowskaz – słyszę rytm. Wystukuję rytm myszką przy komputerze i w konkretnym rytmie przeżuwam kanapki…
Kiedyś myślałem, że to może minąć. Myślałem, że nie jestem dość dobry, żeby być perkusistą (tak było), stąd kilka długich przerw w graniu. Ostatnia trwała 3 lata.
I była ostatnia.

Przeznaczenie.

Za każdym razem, kiedy siadam do bębnów przestaję czuć, jak płynie czas. Kiedy wstaję zazwyczaj jest za późno.
Nie wyśpię się. Ale wstaję z poczuciem satysfakcji, zrelaksowany i spokojny. Niesamowite uczucie.
Co nie pozwala mi zasnąć?

Doświadczenie.

Wiem, że jeśli nie napiszę tego teraz, mogę tego nie zrobić przez następny tydzień. Może dwa. Lub nigdy.

Wiem, że gdybym nie usiadł do ćwiczeń z założeniem, że to będzie tylko 5-10 minut, nie zacząłbym wcale.

Bo w moim harmonogramie dnia nie ma miejsca dla mojej pasji.
Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, byłem cokolwiek zszokowany. A jednak to takie logiczne. Wystarczy się chwilę zastanowić. Przeanalizować wszystko, co muszę, chcę i powinienem zrobić danego dnia. To logiczne.

Oczywiście, to się musi zmienić. Ale życie goni dzień za dniem. Wiesz jak to jest…
Więc rzuciłem w kąt zasady, bo robić „porządnie albo wcale”. Wypchnąłem kilka śmieci z garażu, zamiast centrali ustawiłem materac, zamiast werbla – tom tom z naciągiem siateczkowym, jedynym jaki mam póki co. Czas to jedno – finanse to osobna rzecz.

Nie mając czasu w ogóle na granie – a tym bardziej na pisanie „pamiętnika” – dzisiaj znowu ćwiczyłem 57 minut i spędziłem godzinę na pisaniu bloga. Upór. Doświadczenie. Świadomość siebie. Jestem za to wdzięczny. Mogę się położyć…
Trzymam kciuki za jutro. I jeśli masz podobne doświadczenia z życiową pasją – także za Ciebie.

Jest ok!

PS: minęły 24 godziny od powyższego wpisu. Choć może wyrwane z kontekstu może zabrzmieć to trochę śmiesznie, to… dzisiaj nie odpuściłem i naprawdę bardzo, bardzo się z tego cieszę. Tylko 25 minut (miało być 5), a zupełnie inny nastrój przed snem… Super. Jeden mały krok bliżej spełnienia marzeń.

Jako dodatkowa motywacja w głowie mi gra Red Hot – tell me baby…

Dodasz komentarz?


Dodaj komentarz